Jedną z form blogowania, którą uskuteczniałam w swoim życiu, było pisanie opowiadań. Nie takich zwykłych opowiadań o zwykłych śmiertelnikach, tylko fanfików o gwiazdach.
Zanim jednak uczyniłam gwiazdy ze swoich bohaterów, wzięłam się za pisanie alternatywnej wersji Harry'ego Pottera. W jednym opowiadaniu doprowadziłam do płomiennego romansu Hermiony i Draco Malfoy'a, który przy niej spokorniał i stał się chodzącym aniołkiem, w drugim zaś skupiłam się na pięknej, utalentowanej, sympatycznej i przebojowej siostrze Draco - Rose. Rose oczywiście nie istnieje w świecie wykreowanym przez J.K. Rowling i na tamten moment z pewnością uosabiała wszystkie cechy, które chciałam mieć i była nastolatką, którą ja sama chciałam być.
Do kolejnych prób literackich przyczyniło się moje uwielbienie do pewnego zespołu zza zachodniej granicy o nazwie Tokio Hotel. Członkowie tegoż zespołu, piękni młodzieńcy, w codziennym życiu stojący na świeczniku, w moich historiach stawali na drugim planie. Może nie do końca na drugim, ale przed szereg wysuwały się wymyślone przeze mnie dziewczęta związane z ów młodzieńcami splotem wspólnych wydarzeń i uniesień emocjonalnych.
(jak to poetycko brzmi, aż za bardzo. po prostu wymyślałam jakieś typiarki i one zawsze musiały wpaść któremuś przystojniakowi w oko ;) )
Jedno opowiadanie pisałam na zmianę z koleżanką z klasy z perspektywy dwóch sióstr. Wtedy była to przednia zabawa, teraz, gdy czytam swoje wypociny, chce mi się płakać nad stylem i formą. Z czasem było coraz lepiej i te wydarzenia z chęcią czytam.
Opowiadanie, pomimo rozbudowanych wątków fabularnych przypominających powoli scenariusz Mody na Sukces, zostało zakończone trochę na siłę. Nasze życie z czasem stało się ciekawsze niż perypetie naszych bohaterów, więc siłą rzeczy zaczęło brakować czasu na pisanie. Moja koleżanka wymyśliła zakończenie, które średnio przypadło mi do gustu, ale koniec końców na mecie na czytelników czekał happy end.
Wielokrotnie chciałam skończyć to opowiadanie 'dla siebie', jednak nigdy mi się nie udało. Dopisałam chyba tylko stronę, która nie ujrzała nigdy światła dziennego w Internecie.
Pisałam też opowiadanie, w którym przeniosłam swoich bohaterów w dorosły świat. Miałam mnóstwo pomysłów na skomplikowanie im życia, jednak (ponownie) zabrakło mi czasu i chęci. Historia umarła po kilku rozdziałach.
Właśnie przypomniało mi się, że pisałam jeszcze jedno opowiadanie, również z koleżanką (tym razem inną) - tym razem stworzyłyśmy chłopcom konkurencję na rynku muzycznym. Historia była utrzymana w satyrycznej konwencji, w której bardziej nabijałyśmy się z bohaterów niż okazywałyśmy im uwielbienie, a nasze bohaterki nie były pozbawione wad. Była też intryga, a i owszem, ale ponownie życie zweryfikowało marzenia o fanfikowym sukcesie.
Od tamtej pory świat fanfików był ze mną zawsze, choć czynnie w nim nie uczestniczyłam. Pamiętam dwie świetne historie o Harrym Potterze, oraz mnóstwo tych o wyżej wspomnianym zespole. Niektóre z nich mam zapisane na komputerze i czytuję je do dziś, dość pobieżnie, ale nadal potrafią podbić moje serduszko.
Kilka miesięcy temu opowiadałam swoje fanfikowe przygody współlokatorce. Siedząc przy stole w kuchni, zadała mi pytanie skąd się to wzięło. No właśnie, skąd? Po prostu bardzo lubiłam zarówno serię o Harrym Potterze jak i Tokio Hotel i stworzyłam alternatywny świat, w którym wszystko było 'po mojemu'. Ola, moja współlokatorka, zapytała wtedy 'To skoro jarasz się Drake'm, to czemu nie piszesz o nim opowiadania?'
To było dobre pytanie. Przede wszystkim, nigdy nie przyszłoby mi to wcześniej do głowy, aby wrócić do tych nastoletnich zabaw, czym było dla mnie pisanie fanfików. Po drugie, zwyczajnie nie miałam na to czasu. Jednak tutaj, w Turynie moim jedynym obowiązkiem było spędzenie 4 godzin dziennie na uczelni i zrobienie zakupów. Czasu na pisanie było aż nad to, a pomysł sam zaczął kiełkować w głowie.
W porównaniu do moich poprzednich literackich tworów, to opowiadanie jest na zdecydowanie wyższym poziomie. Przede wszystkim, napisałam je po angielsku, głównie dlatego, że jednym z bohaterów miał być kanadyjski raper. Z pewnością nie jest idealne stylistycznie i gramatycznie, ale to dla mnie bardzo dużo. Pisanie po angielsku zdeterminowało mnie na tyle, że ciężko byłoby mi teraz stworzyć historię w języku polskim.
Po drugie, historia miała koncept. Opowiadanie zaczęło się od cytatu z piosenki i odtąd w prawie każdej notce znajdował się utwór przewodni. To też kolejne nawiązanie do tego, że bohater jest muzykiem, więc muzyka też musi być obecna. Piosenek zabrakło tylko w dwóch notkach: jedna z nich nawiązywała do filmu, a druga wyjaśniała w pewien sposób tytuł opowiadania.
No właśnie, tytuł. Nazwałam je '5 AM in New York' i jest to kolejne nawiązanie, tym razem do utworu Drake'a pt. '5 AM in Toronto'. Pierwowzór nie jest ani romantyczny ani nie jest moją ulubioną piosenką z jego repertuaru, ale zastąpienie Toronto moim ukochanym Nowym Jorkiem po prostu mi się podobało.
Nowy Jork zresztą sam w sobie jest jednym z bohaterów tej historii. Główna bohaterka, Natalia, z pochodzenia jest Polką ale mieszka w Nowym Jorku od dziecka i darzy go wielką miłością, tak jak ja. W umiejscowieniu zdarzeń i miejsc starałam się opierać na swojej pamięci i opisywać autentyczne miejsca. Wiem, w którym budynku mieszka Natalia, ile zajmuje jej droga do metra, gdzie była na randce i gdzie mieści się knajpka jej rodziców (knajpki w rzeczywistości nie ma, ale adres jest prawdziwy :) ).
Natalia jest też narratorem opowieści. Starałam się zrobić z niej dziewczynę z krwi i kości, z mało wydziwionym zawodem i rodziną i problemami które mogą zdarzyć się w prawdziwym świecie. To nie jest dziewczyna bez wad, ale jest ich świadoma. Natalia dużo się zastanawia i o ile można wywnioskować jaki jest charakter, o tyle nie wiadomo jak wygląda i nie jest to bez przyczyny. Jedyną rzeczą, jaką opisałam apropo jej wyglądu są jej włosy. Potem wiadomo tylko, że nawet podoba się sobie i niektórym mężczyznom, jednak nie opisywałam jej wyglądu ani nawet nie miałam w głowie jej pierwowzoru. No dobra, miałam ;) ale chodziło o to, aby każdy mógł sobie ją wyobrazić tak jak chce.
Na początku niewiele osób wiedziało o moim opowiadaniu. Z czasem musiałam przyznać się nad czym pracuję, jednak wtedy w Wordzie miałam już opisanych więcej niż 40 stron przygód Natalii i Drake'a (to więcej niż moja praca licencjacka), Moi znajomi nie mogli w to uwierzyć i spotykało się to z dość pozytywnym wydźwiękiem w stylu 'Wow, ale masz łeb, daj przeczytać!'. Niestety, dla wielu język angielski stał się blokadą i skończyłam z dwiema stałymi czytelniczkami (może to i dobrze, nie wiem czy jestem gotowa na to, aby moi znajomi wiedzieli jakie sceny jestem w stanie opisać ;) ).
Jedną z nich była moja współlokatorka i gdyby nie ona, to nigdy nie udałoby mi się z tym opowiadaniem dotrzeć do momentu, w którym się znalazłam. Analizowałyśmy wspólnie zachowanie Natalii, zastanawiałyśmy się co powinna zrobić i jak. Po każdej notce pytałam Olę jak wrażenia o notce i co chciałaby przeczytać w kolejnej i z czasem stało się to naszym rytuałem. Nierzadko to właśnie Ola wymyślała mi oprawę muzyczną do wydarzeń.
Z czasem liczba stron w Wordzie zaczęła się zwiększać i osiągnęła liczbę 91 stron. Wtedy ponownie zaczęło mi brakować czasu oraz chęci na dalsze pisanie i 'drejk', jak nazywałyśmy moje opowiadanie, poszedł w odstawkę. Wczoraj jednak zaczęłam się głośno zastanawiać, czy jeszcze wrócę do tego opowiadania. Otworzyłam plik i ujrzałam 91 stron które wyszły spod moich paluszków. Pomyślałam, że fajnie byłoby dobić do 100 i na tym zakończyć. Nie minęło pół godziny, jak zaczęłam pisać. Było to dokładnie 24 godziny temu.
Napisałam jeszcze dwie notki, kończące historię i muszę przyznać, że było mi trochę smutno na koniec. To już? Czułam się jak matka wysyłająca dzieci na studia. Coś na nich czeka, ale już nie ze mną.
Z drugiej strony, ten widok spowodował swego rodzaju radość. Rzadko udaje mi się coś doprowadzić do końca, a tu się udało. Z pasji, jaką jest pisanie stworzyłam historię z wstępem, rozwinięciem i zakończeniem. Żadnych niedomówień i niedopowiedzeń. Od A do Z.
Dodatkowo rozwiązałam sprawę mieszkaniową i też poczułam się lepiej. To był zdecydowanie dobry dzień.
PS. to był na tyle dobry dzień, że zdecydowałam się rzucić palenie. Jak kończyć, to nie tylko z twórczością!